Zazwyczaj gdy wali nam się cały świat po prostu leżymy i płaczemy wgapiając się bezustannie w sufit. Zaczynamy narzekać na wszystko co nas otacza. Pewnie nie raz tak miałaś, prawda? 
Nie potrafimy wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć robić cokolwiek by w życiu było nam lepiej.
Oczywiście są sprawy, na które wpływu nie mamy ale mamy tez takie, z którymi możemy zrobić co chcemy. Zostawić je i użalać się dalej nad naszym okrutnym życiem albo zacząć robić coś, co sprawi by świat był pełen kolorów.
Wiesz co uwielbiam robić wieczorami?
Kiedyś myślałam, że najlepsze jest oglądanie filmów z ukochaną osobą bądź rozmowa z nią. Teraz wiem, że nie ma osoby, która byłaby przy mnie mimo wszystko. 
Najlepiej mija mi wieczór gdy kładę się na łóżko i wpatruje w ciszy w drzewa. Tak, dobrze czytasz. Po prostu w drzewa. Cisza i spokój jaka wtedy panuje jest idealna. Bardzo miło mi się wtedy pisze w takie spokojne wieczory.
Teraz, gdy wali mi się świat. Sama podupadam na zdrowiu, najbliżsi odchodzą, osoby, które mają dla mnie ogromne znaczenie nie potrafią dać mi wsparcia po prostu leżę i wpatruje się jak wiatr delikatnie kołysze koroną drzewa. To cudowne uczucie, błahe ale gdy zagłębisz się w to wszystko wydaje się proste i piękne.
Zawsze powtarzałam bliskim, że co by się nie działo zawsze mnie mają. Mogą zadzwonić o każdej porze, zwyzywać cały świat, wypłakać mi się w ramiona, naprawdę wszystko i zawsze będę. 
Ostatnio gdy to ja potrzebuje pomocy nikogo nie ma. Moje życie ogarnia pustka i samotność. Czy to ja popełniam błąd angażując się w każdą znajomość? Może to ludzie nie doceniają tego, co im daje? 

Zapraszam was do przemyśleń. Może wspólnie znajdziemy wyjaśnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Witaj w moich progach , Blogger