Miłość to jedna z największych lekarstw a zarazem chorób. Raz potrafi skrzywdzić do tego stopnia, że będziesz wić się z bólu. Później sprawi, że staniesz się najszczęśliwszą osobą na świecie. Mimo tego, że jest jedną z najbardziej skomplikowanych rzeczy dalej w to brniemy. Jaki jest tego sens? Nie mam zielonego pojęcia. Jest to staranie ryzykowny stan albo zaryzykujesz i wrócisz ze złamanym sercem albo będziesz walczyć i staniesz się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Możliwe, że zmarnujesz przez to dni/ tygodnie/ miesiące a nawet i lata. 
Zresztą jak to określić? Czym tak właściwie jest ta miłość? Rzeczą, stanem? Ile słów nasunie się na myśl by to określić? 
Jest tak wiele pytań dotyczących tego. Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na nie wszystkie.
Czasem musisz stanąć między młotem a kowadłem. Pozwolić kobiecie być szczęśliwą albo walczyć ale nie być pewnym czy dasz jej to, na co zasługuje. 
Niekiedy przydaje się z boku osoba, którą dażysz ogromną miłością. Będzie cie wspierać, otaczać ciepłem, zrobi wszystko, żebyś była szczęśliwa. Bywa też, że złamie ci serce i nie naprawisz go w żaden sposób. 
Zgadnij czemu to pisze. Tak, zgadłaś znowu jestem w tej chorej sytuacji. To ja znów próbuje się starać. Odnoszę wrażenie, że związki po prostu nie są dla mnie. Z dnia na dzień ma to coraz większy sens. Brnę w miłość zupełnie niepotrzebnie. Za każdym razem zostaje tylko z dziurą w sercu i nie mam nic poza tym. 

Jednak chyba zostało coś we mnie z dziecka. Ciągle wierze, że zjawi się ta jedna jedyna i odmieni moje życie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Witaj w moich progach , Blogger