Ostatnio zauważyłam, że za każdym razem gdy zaczynam się o coś/ kogoś starać i wkładam w całe swoje serce, aby było dobrze to musi coś się zepsuć.
Najpierw walczyłam o jedną kobietę ale bezskutecznie. Znalazła sobie kogoś innego i otoczyła go uczuciem. Później starałam się o kolejną osobę ale standardowo
nie mogło być tak prosto i musiało się zepsuć. Pierwsze dni były super....no właśnie pierwsze, teraz mnie zlewa. Stwierdziła,że kilometry są przeszkodą.
Co mają w takim razie powiedzieć osoby, które są w wieloletnim małżeństwie ale jedno z nich mieszka za granicą? Nie rozumiem jak można odrzucić kogoś z tak błahego powodu.
To nie koniec, najgorsze jest to, że po wypadku nie dostałam wsparcia od tej osoby. Stwierdziła, że wszystko co mówię jest kłamstwem. Nie wiem dlaczego, próbowałam zrozumieć ale to chyba nie na moją głowę. Zbliżają się święta. Myślałam, że wszystko już będzie dobrze. W końcu ktoś mnie pokochał i mogę być szczęśliwa. Niestety życie kocha płatać mi figle. W moim życiu nigdy nie może być nudno, nie muszę się bać, że zabraknie wrażeń i cierpienia. Próbuje się nie załamywać bo przecież mam przyjaciół ludzi, którzy starają się być przy mnie. Wspierają mnie za wszelką cenę w tych ciężkich chwilach. Nauka, niedługo praca, związki, miłości- to wszystko z czasem zaczyna przerażać. Mam czasem ochotę odciąć się od tych wszystkich ludzi i spraw. Spakować się i wyjechać za granice, zaczynając tam wszystko od nowa, od początku. Poświęcić się rzeczom,  które są dla mnie naprawdę ważne i zacząć spełniać marzenia.

Czemu po prostu nie zaczniemy żyć tak, by być szczęśliwymi ludźmi? Komplikujemy sobie wszystko. Sami dążymy do tego, żeby w życiu iść wiecznie pod górkę zamiast schodzić
z niej, Przestańmy wiecznie patrzeć na to co będzie. Zacznijmy żyć tym co jest tu i teraz. Inaczej zawsze będziemy rujnować sobie życie. Nie doceniamy tego co robią dla nas inni. Ciągle ich odrzucamy, a zajmujemy się tymi, którzy nie są warci naszych starań i czasu.

Zazwyczaj gdy wali nam się cały świat po prostu leżymy i płaczemy wgapiając się bezustannie w sufit. Zaczynamy narzekać na wszystko co nas otacza. Pewnie nie raz tak miałaś, prawda? 
Nie potrafimy wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć robić cokolwiek by w życiu było nam lepiej.
Oczywiście są sprawy, na które wpływu nie mamy ale mamy tez takie, z którymi możemy zrobić co chcemy. Zostawić je i użalać się dalej nad naszym okrutnym życiem albo zacząć robić coś, co sprawi by świat był pełen kolorów.
Wiesz co uwielbiam robić wieczorami?
Kiedyś myślałam, że najlepsze jest oglądanie filmów z ukochaną osobą bądź rozmowa z nią. Teraz wiem, że nie ma osoby, która byłaby przy mnie mimo wszystko. 
Najlepiej mija mi wieczór gdy kładę się na łóżko i wpatruje w ciszy w drzewa. Tak, dobrze czytasz. Po prostu w drzewa. Cisza i spokój jaka wtedy panuje jest idealna. Bardzo miło mi się wtedy pisze w takie spokojne wieczory.
Teraz, gdy wali mi się świat. Sama podupadam na zdrowiu, najbliżsi odchodzą, osoby, które mają dla mnie ogromne znaczenie nie potrafią dać mi wsparcia po prostu leżę i wpatruje się jak wiatr delikatnie kołysze koroną drzewa. To cudowne uczucie, błahe ale gdy zagłębisz się w to wszystko wydaje się proste i piękne.
Zawsze powtarzałam bliskim, że co by się nie działo zawsze mnie mają. Mogą zadzwonić o każdej porze, zwyzywać cały świat, wypłakać mi się w ramiona, naprawdę wszystko i zawsze będę. 
Ostatnio gdy to ja potrzebuje pomocy nikogo nie ma. Moje życie ogarnia pustka i samotność. Czy to ja popełniam błąd angażując się w każdą znajomość? Może to ludzie nie doceniają tego, co im daje? 

Zapraszam was do przemyśleń. Może wspólnie znajdziemy wyjaśnienie.
Copyright © 2014 Witaj w moich progach , Blogger